piątek, 14 czerwca 2013

19


Ana zgodziła się, mogę odwiedzić syna. Syn jak to pięknie brzmi, dopiero teraz to do mnie dociera. Gala skończyła się szybko, zadowolony jechałem przez ulicę Dortmundu, kiedy do mnie zadzwoniła Kate.
- Szlag zapomniałem o niej! - uświadomiłem sobie i odebrałem telefon, wrzeszczała, płakała, przeklinała mnie na wszystko, a na koniec oznajmiła, że zamówi taxi. Spokojnie dojechałem do domu i już nie mogłem się doczekać jutrzejszego, a raczej dzisiejszego spotkania z Ana i Kubą.
Po dwunastej stawiłem się przed domem wujka Any.
- Kevin ty debilu! - zapiszczała Ana
- No, ale to był by biznes! - zaparł się Kevin - Dawaj lej do wiaderka
- Sam sobie lej!
- Kuba na pewno się podzieli mlekiem, teraz jesteś naszą żywą przechowalnią mleka
- Nie waszą, tylko Kubusia, tylko on ma do niej dostęp
- Ale...
- Kevin ja cię proszę weź się tak porządnie pacni w głowę może zmądrzejesz
- Po co - machnął ręką - Oo cześć Mario! - pokiwał mi
- Hej - wysiadłem z samochodu i poszedłem w ich stronę
- Kuba śpi - oznajmiła Ana
- Mogę? - wskazałem na krzesło
- Jasne - lekko się uśmiechnęła
- Dobraaa, to ja przyjdę później i omówimy wtedy nasz biznes - odszedł Kevin
- Żadnego biznesu nie będzie - zaśmiała się Ana, siedzieliśmy w cisza, aż wreszcie zebrałem się w sobie.
- Ana spróbujemy zachowywać się chociaż jak normalni znajomi? - spojrzałem na nią
- Czyli jak?
- Rozmawiać ze sobą, choćby o pogodzie, wychodzić na spacer z naszym synem. Zacznijmy od nowa, dla Kuby - oznajmiłem, Ana przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie, aż oznajmiła
- Dobrze, dla Kuby - zaraz usłyszeliśmy nawoływanie syna, Ana wstała i poszła po niego, kiedy weszła z nim na ręce zobaczyłem jaki jest śliczny, nie płakał wpatrywał się we mnie swoimi oczkami.
- Mogę go na ręce? - spojrzałem na Ane, pokazała mi jak go trzymać i ostrożnie wsunęła na moje ręce. - Jest śliczny - oznajmiłem i spojrzałem na Anę, a tylko się uśmiechała
- Może chcesz z nami iść na spacer? - zapytała
- Pewnie! Niech każdy zobaczy jakiego przystojniaka mam za syna - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wspólnymi siłami ubraliśmy małego, który jeszcze przed samym wyjazdem zrobił się głodny, Ana wzięła go do kuchni i zaczęła karmić, ja nie widząc o co chodzi powędrowałem za nimi, przystanąłem w futrynie i z podziwem patrzyłem na nich. Potem wyszliśmy na spacer, kroczyłem dumnie ulicami Dortmundu, pchając wózek z synem. Powoli atmosfera rozładowywała się, zaczęliśmy normalnie rozmawiać z Aną, a Kubuś leżał spokojnie w wózku, wybraliśmy się na lody, potem usiedliśmy na ławce, gdzie miałem zaszczyt nakarmić małego szkraba, słyszałem gdzieś w oddali dźwięk flesza od aparatu, ale w tej chwili było mi to zupełnie obojętne.
- Przyjdziesz jutro z Kubą do mnie, chce żeby poznał dziadków - uśmiechnąłem się
- Nie za wcześnie?
- Myślę, że i tak za późno - skwitowałem i spojrzałem na Anę, ta spuściła głowę. - Przepraszam
- Nie masz racje, przyjdziemy jutro, co nie Kuba - uśmiechnęła się do małego.

Odprowadziłem Anę z Kubusiem do domu, a potem wyruszyłem na trening, nawet najcięższe ćwiczenia nie robiły mi problemu. Po zajęciach ogłosiłem chłopakom w szatni, że mam syna. Reus skubaniec opluł mnie z wrażenia jakimś sokiem, Santana skakał jak głupi pokazując palcami na mnie, a potem na Leitnera, że to on wygrał zakład. Kuba wstał i poklepał mnie po plecach po czym powiedział, że jeśli coś zrobię jego chrześniakowi to już nie żyje, to samo oznajmił mi Kevin, tylko nazwał Kubę przyszłą zlepkom Messiego z Ronaldo i że to pod jego okiem tak się rozwinie, a Mitchell siedział na swoim miejscu i tylko bacznie się przyglądał temu całemu zajściu. Kiedy już wyszedłem z szatni zaczepił mnie dziennikarz.
- Tylko jedno pytanie - oznajmił i przystawił mi mikrofon, pokiwałem głową na znak, że się zgadzam. - Czy potwierdzi pan plotki docierające do nas, że jest pan ojcem ? - spojrzał na mnie, uśmiechnąłem się, widać takie wiadomości szybko się rozchodzą.
- Tak mam syna! - mój banan się powiększył
- Gratulacje - zaczepił mnie jeszcze raz uradowany Santana.

~`*~`

Wieczorem kiedy szykowałam się już do spania, ktoś zaczął dobijać się do drzwi, poszłam otworzyć, aby natręt nie zbudził mi Kubusia. Stanęłam jak wryta kiedy po drugiej stronie zobaczyłam tą całą Kate, minę miała nie za wesołą. Ale cóż się dziwić jej chłopak ma dziecko, a może to już nie jest jej chłopak, Mario nic o niej nie wspominał.
- Myślisz, że wygrałaś?! - wysyczała
- A w co gramy? - zaśmiałam się
- Raczej o kogo. Nie bądź taka pewna swego, że jak masz dziecko z Mario to on będzie z tobą. On jest mój - zawrzała, a ja się szeroko uśmiechnęłam.
- Powodzenia - powiedziałam najmilej jak potrafiłam
 - Wychodzisz? - spojrzałam na nią, a potem zaczęłam tuptać nogą, na znak, że jej czas w tym domu się skończył
- Do zobaczenia Marianna, jak tak łatwo się nie poddam. - dotknęła mojego ramienia, ale się odsunęłam i wyszła, wreszcie. Zakluczyłam drzwi, wróciłam do łóżka i zasnęłam, nadzwyczaj spokojnie mi się spało.
Razem z Kubusiem pojechaliśmy do Mario, miałam lekkie obawy, co do spotkania z jego rodzicami, ale
wreszcie się przemogłam.
Pobiegłam jak najszybciej do drzwi Mario, aby pomógł mi z wózkiem, kiedy usłyszałam "wejść" wparowałam do jego domu.
- Po to kazałeś mi przyjść? Żebym to zobaczyła? - spojrzała na niego i Kate
- To nie tak - tłumaczył się
- Proszę cię Mario, zmień już przyśpiewkę, bo chyba ci się płyta zacięła - skwitowałam - Mieli przyjść twoi rodzice, gdzie są? - rozejrzałam się - Nie ma? No chyba, że Kate jest twoją matką - powiedziałam - Dziewczyno to kiedy ty to zrobiłaś? - spojrzałam na nią, a ta wkurzona wyminęła mnie i trzasła drzwiami. - To ja cię zostawię - popatrzyłam na Mario
- Poczekaj - złapał mnie za rękę - Zaraz przyjdą rodzice, a nią się nie przejmuj, zerwaliśmy - skwitował.
- Mam ci pogratulować? - spojrzałam na niego z byka
- Nie, no ale jakieś oh Mario jesteś teraz cały mój mogłoby być - pokazał mi język i zabrał ode mnie małego - Hej szkrabie - pocałował go w czoło i zaniósł go w głąb mieszkania, ten widok mnie tak rozczulił, że minęła mi złość.
- Oh Mario marzysz, że takie coś powiem - zaśmiałam się i powędrowałam za nimi.
Rodzice Mario zadzwonili, że się spóźnią, więc zaczęliśmy bawić się z Kubisiem, pewnie z boku wyglądaliśmy jak szczęśliwa rodzinka, ale tylko niechcący się dotknęliśmy nastawała krępująca cisza, całe szczęście nie na długo. Pewnie jakby Vico nas widziała powiedziałaby, że zachowujemy się jak dzieci... Wreszcie przyszli rodzice Mario, byli naprawdę mili, nie zadawali żadnych krępujących pytań.
- Mario pamiętaj o tej godzinie już się nic nie je, najlepiej wykąp się i połóż się spać. - przestrzegała go mama, gdy się żegnali, a ja schowałam głowę za Kubusiem i śmiałam się
- Mamo - zawył
- I może poczekajcie z rodzeństwem dla Kuby trochę - skwitował z uśmiechem jego ojciec, a ja spojrzałam na Mario
- Ale my nie jesteśmy razem - oznajmiłam
- Dziecko moje drogie przeczuwam, że to tylko kwestia czasu kiedy do siebie wrócicie - skwitowała dosadnie jego matka - Mario zachowuj się - pogroziła mu palcem - Jakby rozrabiał Marianno to przyjdź do mnie już ja go ustawie do pionu - uśmiechnęła się, a ja pokiwałam głową
- Zostaw ich już, bo Mario wygląda przez twoje teksty tak jak wtedy kiedy pierwszy raz korzystał z solarium - zaśmiał się ojciec, a ja razem z nim - Był cały czerwony, mogliśmy go sprzedać jako wielkiego pomidora, tylko włosy na zielono trzeba byłoby przefarbować.
- Dobranoc - wypchnął swoich rodziców za drzwi
- Do zobaczenia, pa Ana, pa Kubuś! - powiedzieli chóralnie i zniknęli w samochodzie.
- Wreszcie myślałem, że nie wyjdą - oparł się o drzwi Mario
- Dlaczego są prze mili - zaśmiałam się - Pomidorku - pokładałam się ze śmiechu
- Gdy tylko położysz Kubę rozprawie się z tobą - zagroził mi
- To go teraz nie puszczę - pokazałam mu język i spojrzałam na zegarek - My już też pójdziemy - zbierałam się do wyjścia.
- Już, zostańcie - zrobił smutną minkę, o nie Ana ewakuacja! Nie można mu ulegać, wiesz, że jak Kubuś pójdzie spać zostaniesz sama z nim, a chyba nie chcemy powtórki z rozrywki.
- Nie pójdziemy już
- To was odwiozę - zadeklarował
- Mam samochód
- Pojadę z wami i wrócę taxi
- Mario nie wygłupiaj się
- Jeszcze wam się coś stanie jak wysiądziecie z samochodu i co
- Jak wysiądę z samochodu mam jakieś 5 metrów do drzwi więc nie obawiaj się - uśmiechnęłam się
- Ale...
- Dobranoc Mario - wyminęłam go, ale poszedł za mną, pomógł mi spakować torby i zapiać Kubę
- Słodkich snów - pocałował małego w czoło - Dobranoc Marianno - pocałował mnie w policzek i skierował się do domu.

Spędziłam dwa piękne dni z Kubisiem,czasem wpadał Mario,Kevin i Kuba, ale ogółem byłam sama z synkiem. Kevin zaproponował pójście na basen, na początku nie chciałam iść, ale potem zmieniłam zdanie, na całe szczęście mój brzuch już wraca do normy więc nie będzie siary. Smarowałam małego kremem, a potem zabrał go Kevin i usiadł z nim razem w jakimś małym baseniku, wyglądało to prze zabawnie ponieważ  ze strony gdzie siedział Kevin zaczęła wylewać się woda, a dzieciaki mówił, że wieloryb jest w basenie. Nie kwapiłam się, aby się rozebrać, siedziałam w sukience, aż dosiadł się do mnie Santana.
- Powiedzieć ci coś - rozejrzał się na boki
- Dawaj - uśmiechnęłam się
- Ale nikomu, ani słowa, że toja powiedziałem - pokiwałam głowa ze zrozumieniem. - Kate śmieje się z ciebie, że siedzisz w tej sukience, bo masz bebzol - oznajmił poważnie, poszukałam wzrokiem tą cwaniarę i podeszłam na brzeg stadionu.
- Ja nie mam figury, ja...   mruczałam sobie pod nosem rozbierając się
- Uuuu - usłyszałam za sobą, uśmiechnęłam się z zadowolenia, a Kate wyszła, Ha 1 : 0 dla mnie, bebe!
- To poszłaś po bandzie powinnaś jeszcze tak tą sukienką nad sobą kręcić i byłoby idealnie - podszedł do mnie Santana
- No przecież zapomniałam - zaśmiałam się, poszłam do Kuby i Kevina, którzy nadal moczyli się w baseniku, Kubuś siedział na kolanach Kevina. - Witam słodziutcy - wgramoliłam się do baseniku, teraz już miejsca nie było.
- Prze pani - zaczepiło mnie dziecko
- Tak?- odwróciłam się do brzdąca
- Dlaczego ta woda jest żółta? - pokazał
- KUBA! - wyskoczyłam z basenu, wzięłam szybko Kubisia i poszłam ubrać mu pieluchę - Wróciliśmy - podeszłam do leżaka na którym był Kevin - Kevin? - szturchnęłam go - Śpisz? - ani drgnął - Santana! - uśmiechałam się
- Co słoneczko? - spojrzał na mnie, objaśniałam mu plan, założyliśmy czapeczkę Kevinowi, aby nie dostał udaru, bo spał na pełnym słońcu. Napisaliśmy mu na brzuchu karniaka, a na nogach się podpisaliśmy.

~`*~`

- Haha Kevin! Co ci się stało?! - zaśmiałem się
- Ana i Santana - skwitował
- Ale się z prażyłeś - oznajmił Marco, patrząc na całego czerwonego Kevina, oprócz białych literek na nogach i brzuchu.
- Nie no ładne tatuaże - pokazał język Kuba
- Urządzę zemstę - oznajmił Kevin
- Spoko pomożemy ci. - odrzekli wszyscy, wtedy wszedł Santana, wszyscy spojrzeli się na niego z uśmiechem.
- Hejjjjj - przeciągnął i usiadł na swoim miejscu, postanowiliśmy, że i on pomoże nam w zemście, oczywiście o tym, że na niego też coś szykujemy nie widział, ale jego załatwimy wieczorem, a Anę, teraz.

~`*~`

Dzisiaj przyjechali moi rodzice, a więc niańki 24h, nie powiem, że mi to nie odpowiada, mogę iść na trening popatrzeć na chłopaków, bo kiedyś obiecałam to Mitchellowi. Usiadłam sobie na krzesełku, przywitałam się z trenerem, z którym ucięłam sobie krótką pogawędkę, aż wreszcie się pojawili. Nie mieli mnie zauważyć, ale gdy zobaczyłam Kevina nie sposób się było nie śmiać, spojrzał się w moją stronę i pogroził mi palcem, ups. Po rozgrzewce i meczu, pomiędzy formacjami defensywnymi, a ofensywnymi, który skończył się remisem, przyszedł czas na przerwę. Wszyscy siedzieli na krzesełkach, gdzie Santana od czasu do czasu polał kogoś wodą, tylko nie Kevin, ten położył się na murawie i nasmarował białe miejsca jakimś olejkiem, pewnie przyspieszaczem, koledzy z drużyny widocznie nie mogli się powstrzymać i zaczęli mu robić zdjęcia, no bo niecodziennym widokiem jest ktoś opalający się w samych bokserkach na boiskach treningowych BVB. Rozglądałam się za Mitchellem, ale nigdzie go nie mogłam znaleźć.
Odwróciłam głowę, gdzie jeszcze przed chwilą prawie cała drużyna BVB, robiła zdjęcia Kevinowi, nie było ich już tam, szli w moją stronę i byli już bardzo blisko, a gdy cała banda do ciebie idzie, to nie wróży nic dobrego. Próbowałam uciec, ale Mario wziął mnie na ręce, na nic moje krzyki, bo trenera właśnie gdzieś wywiało. Marian położył mnie na murawie po czym okrążyli mnie.
- Mam się bać? - spojrzałam na nich
- Nie wiem - zamyślił się Santana
- I ty przeciwko mnie - zawyłam - Co zrobiliście Mitchellowi? - spojrzałam po wszystkich
- Leitner z Reusem się nim zajęli - zaśmiał się Mario
- Zabiliście go?! - zapiszczałam
- Nie zamknęli go w toalecie, ale uwierz, że i tam nie jest łatwo, bo dzisiaj siedział tam Roman - powiedział przerażony Kuba
- Więc jesteś na naszej łasce - wyszczerzył się Mario.
____________________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo, ale męczy mnie brak weny.

5 komentarzy:

  1. Sama również czasem mam brak weny, więc doskonale Cię rozumiem.
    Powyższy rozdział jednak świetnie Ci wyszedł! Miło się czytało, super jest :)
    Czekam na kolejny!
    Zapraszam do mnie
    http://bvbstory.blogspot.com/
    http://dlugi-sen-lukasza.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem doskonale co to jest bark weny , też przechodzę teraz ten czas . Nie mam pomysłu na bloga .
    Rozdział jest cudowny <3
    Czekam na następny ;)
    Pozdrawiam ;*
    Zapraszam do siebie :
    http://agaikubastory.blogspot.com/
    http://julka-i-gotzeus.blogspot.com/
    Mile widziane komentarze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba teraz jest taki okres xd
    Mnie też weny brak, już od dwóch tygodnio usiłuję coś napisać xd
    Wspaniały rozdział.
    Można się nieźle pośmiać :)
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam ;*
    Paulina.

    OdpowiedzUsuń
  4. No jak na brak weny, to rozdział jest genialny <3
    Słodkie to *_* Mario z synkiem... no rozpływam się :D

    OdpowiedzUsuń